Kolejny raz spotykam się z reklamą marihuany, jako środka bezpiecznego, nieuzależniającego, którego przyjmowanie nie jest związane z żadnym ryzykiem. I mam z tym kilka problemów.
Jak to jest z tą marihuaną? Czy gdyby na rynku była wyłącznie zdrowa czysta marihuana można spokojnie powiedzieć, że jej przyjmowanie nie wiąże się z żadnym ryzykiem? A po co pali się marihuanę? Po to, żeby poczuć się jakoś inaczej. Żeby różne rzeczy wyglądały inaczej, ale także, żeby w konsekwencji podejmować inne decyzje. Gdyby miało nie wiązać się z nią żadne ryzyko zwyczajnie nie byłaby środkiem psychoaktywnym.
Co ważne, jeśli ktoś ma świadomość różnego rodzaju ryzyka jest mniej zagrożony. Świadomość, że może zdarzyć się to czy tamto. Że posiadanie jest karalne a więc narażam się na konsekwencje karne. Wiem głupie prawo, ale obowiązuje. Że pod wpływem łatwiej o wpadki, niechciane ciąże, wypadki i takie tam. Można się przed tym zabezpieczyć.
Ale to wszystko pikuś. Ważniejsze jest pytanie czy marihuana występuje w Polsce na rynku? Czy przypadkiem nie jest tak, że zdecydowana większość oferowanych środków, oferowanych w dobrej wierze i jakiś susz nasycony różnymi środkami?
Czy ktoś robił stosowne badania? Czy nie jest w interesie publicznym, zdrowia publicznego konkretnie zbadanie składu tego, co mnie i bardziej dojrzali konsumenci zapodają sobie? Ergo czy ktoś wyłoży sporą w sumie kasę na badania laboratoryjne nie tylko tego, co jest sprzedawane, jako marihuana, ale wszystkich tych ulicznych cudowności. Dzięki temu mielibyśmy twarde argumenty w dyskusji. W dyskusji o bezpieczeństwie i zagrożeniach związanych z przyjmowaniem różnych substancji. Ale także w dyskusji o celowości depenalizacji posiadania.