Europejska polityka wobec narkotyków i narkomanii stara się od dłuższego czasu łączyć w umiejętny sposób elementy represji, profilaktyki i terapii. Wynika to z wieloletnich doświadczeń, które pokazują, że wiara w osiągnięcie sukcesu tylko za pomocą zakazów i represji jest całkowicie złudna. Niestety, wiele wskazuje na to, że przesłanie to niekoniecznie w pełni dotarło do Polski.
W latach 1985–1997 problematykę narkotyków oraz narkomanii, w tym kwestie odpowiedzialności karnej za czyny związane z nielegalnym obrotem narkotykami, regulowała w Polsce ustawa z dnia 31 stycznia 1985 roku o zapobieganiu narkomanii. Stanowiła ona pierwszą kompleksową regulację tych zagadnień w ramach jednego aktu prawnego.
Ocena tej ustawy, pomimo rozmaitych jej braków czy niedociągnięć, musi wypaść pozytywnie. Jej twórcy starali się zrealizować podejście profilaktyczno-lecznicze do zjawiska narkomanii, a więc takie, w ramach którego prymat przyznawano z jednej strony profilaktyce wobec potencjalnych użytkowników narkotyków, z drugiej zaś leczeniu, rehabilitacji i resocjalizacji osób uzależnionych. Sankcje karne wobec narkomanów i innych użytkowników miały być stosowane jako rzeczywista ultima ratio.
Krytyka braku represji
W odniesieniu do zakresu kryminalizacji przepisy ustawy z 1985 roku koncentrowały się na represji czynności dotyczących nielegalnej podaży narkotyków. Nie stanowiły natomiast przestępstwa takie czyny, jak nabywanie narkotyków oraz ich posiadanie. Twórcy ustawy wychodzili z założenia, że powyższe czynności stanowią zachowania typowe dla użytkowników narkotyków, a więc są czynami związanymi z popytem na te substancje. W tym sensie nabywanie i posiadanie narkotyków to czynności dla użytkowników „normalne” i powszechnie w tej grupie występujące. Jeśli ustawodawca nie chciał stosować wobec osób uzależnionych masowej represji karnej i realizować wobec nich podejście profilaktyczno-lecznicze, czynności te musiały pozostać zdekryminalizowane.
Przyjęte w ustawie z 1985 roku rozwiązanie polegające właśnie na dekryminalizacji, tj. całkowitej niekaralności za posiadanie środków odurzających lub substancji psychotropowych, nie oznaczało, iż takowe posiadanie było dozwolone, ani tym bardziej, że narkotyki były w Polsce legalne. Takie poglądy, wyrażane częstokroć w latach 90. ubiegłego wieku w środkach masowego przekazu, polegały na całkowitym nieporozumieniu. Pod rządami ustawy z 1985 roku posiadanie narkotyków wbrew przepisom ustawy było nielegalne w rozumieniu prawa administracyjnego, a posiadane środki podlegały przepadkowi (konfiskacie). Nie było więc prawdą, że w Polsce „wolno było posiadać narkotyki”. Faktem jest natomiast, że ich posiadanie nie było karalne.
Po roku 1990, w związku z procesem kształtowania się w naszym kraju „normalnego” czarnego rynku narkotyków i wzrostem rozmiarów używania tych substancji, a także w związku z tym, że Polska stała się istotnym w Europie producentem środków syntetycznych oraz ważnym krajem tranzytowym przemytu narkotyków, ustawa z 1985 roku stała się przedmiotem narastającej krytyki, jako zbyt liberalna i przywiązująca zbyt wiele wagi do profilaktyki i leczenia, a zbyt mało do represji. Przedmiotem szczególnie ostrej krytyki stał się przede wszystkim fakt braku kryminalizacji posiadania narkotyków. W mediach i wypowiedziach polityków był on jednoznacznie – aczkolwiek całkowicie niesłusznie – utożsamiany z przyzwoleniem na posiadanie i używanie narkotyków. Istota problemu sprowadzała się tymczasem do tego, że zgodnie z ustawą z 1985 roku nie stanowiło przestępstwa wszelkie posiadanie środków odurzających lub psychotropowych, a więc nawet dużych ich ilości. Było to rzeczywiście rozwiązanie raczej niespotykane. W konsekwencji, jeśli takiemu sprawcy nie można było udowodnić przemytu, handlu czy innych podobnych czynności, pozostawał on rzeczywiście bezkarny i posiadane przez niego środki można było jedynie skonfiskować. Prowadziło to do licznych skarg i narzekań przede wszystkim ze strony policji, która twierdziła, iż brak kryminalizacji posiadania narkotyków utrudnia lub wręcz uniemożliwia efektywną walkę z rozwijającym się tranzytem narkotyków przez terytorium Polski do krajów Europy Zachodniej, z nielegalną produkcją amfetaminy, a przede wszystkim z nielegalnym handlem narkotykami. Prawdą jest, że w praktyce udowodnienie np. handlu narkotykami jest częstokroć wysoce utrudnione. Jedynym właściwie sposobem udowodnienia tej czynności jest ujęcie sprawcy na gorącym uczynku, tj. w momencie przekazywania środka i odbierania zapłaty. To jednak nie zawsze jest łatwe i możliwe. Posiadanie narkotyków jest natomiast stosunkowo łatwe do udowodnienia, wystarczy bowiem znaleźć przy sprawcy środki i nie trzeba mu udowadniać żadnego konkretnego zamiaru. W tym sensie kryminalizacja posiadania narkotyków traktowana jest rzeczywiście w wielu ustawodawstwach jako środek ułatwiający policji walkę z nielegalną podażą narkotyków. Rzecz jednak w tym, aby rozwiązanie takie nie pociągało za sobą nadmiernych negatywnych konsekwencji dla użytkowników narkotyków, przede wszystkim osób uzależnionych.
Przeklęty dar wolności
Przyjęta przez Sejm 24 kwietnia 1997 roku ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii, czyniła pod wieloma względami zadość postulatom umiaru w posługiwaniu się represją w polityce wobec narkomanii i akcentowania co najmniej na równi profilaktyki i leczenia. Podstawową nowością było wprowadzenie przez art. 48 ustawy kryminalizacji posiadania środków odurzających lub substancji psychotropowych. Art. 48 ust. 4 stwierdzał jednak, że sprawca, posiadający na własny użytek nieznaczne ilości środków odurzających lub substancji psychotropowych, nie podlega karze. Oznaczało to, iż ustawa nie przewidywała całkowitej dekryminalizacji „drobnego posiadania”, a jedynie jego depenalizację. Wszelkie formy posiadania narkotyku pozostawały bowiem w ramach tego rozwiązania czynem zabronionym pod groźbą kary, a „drobne posiadanie” stanowiło okoliczność wyłączającą jedynie karalność, a nie przestępczość takiego czynu. W praktyce oznaczało to, że sprawy o takie formy posiadania nie powinny być wszczynane, a wszczęte umarzane.
Rozwiązanie powyższe, aczkolwiek generalnie zasługujące na akceptację, zawierało poważny problem. Inaczej niż wcześniejsze propozycje, ustawa nie zawierała bowiem żadnej definicji pojęcia „nieznacznej ilości”. Wcześniejsze projekty, wzorem wielu innych krajów Europy, przewidywały w tym zakresie specjalny załącznik zawierający konkretne, określone wagowo tzw. ilości graniczne dla poszczególnych środków odurzających. Ostatecznie przeważył jednak argument, iż przyjęte w ustawie rozwiązanie będzie bardziej elastyczne niż sztywno ustalone progi i pozwoli organom ścigania (przede wszystkim prokuraturze) na bardziej elastyczne stosowanie tego przepisu. Niestety, wiele wskazuje na to, iż takie sformułowanie stało się dla organów ścigania – niekoniecznie nawykłych do samodzielności w podejmowaniu decyzji – swoistym „przeklętym darem wolności”. Policja i prokuratura miały zasadnicze problemy z oceną, jakie ilości, jakiego środka mogą być uznane za „nieznaczną ilość”. Spowodowało to liczne trudności praktyczne w jego stosowaniu i stało się jedną z przyczyn późniejszej nowelizacji tego przepisu.
Leczyć zamiast karać
W zakresie innych postanowień ustawa z 1997 roku zachowała wiele rozwiązań swej poprzedniczki umożliwiających działania profilaktyczne i lecznicze, a w wielu wypadkach rozbudowała je w istotny sposób. Przede wszystkim nie wprowadziła zmian w zakresie dopuszczalności stosowania leczenia przymusowego. Nie wprowadziła również żadnych zmian do wyjątku od zasady dobrowolności leczenia przewidzianego przez art. 17, a dotyczącego dopuszczalności skierowania na przymusowe leczenie i rehabilitację przez sąd rodzinny małoletniej osoby uzależnionej. Równocześnie ustawa wprowadziła nowy przepis, a mianowicie art. 57, stanowiący realizację postulatów włączenia do polskiego ustawodawstwa przepisów wyraźniej realizujących wobec osób uzależnionych zasadę prymatu leczenia przed represją. Przepis ten umożliwiał zawieszenie przez prokuratora postępowania przygotowawczego toczącego się wobec takiej osoby, która dopuściła się przestępstwa, jeśli ta podda się stosownemu leczeniu. Możliwości skorzystania z tego przepisu ujęte zostały dość szeroko i dotyczyły przestępstw zagrożonych karą nie przekraczającą pięciu lat pozbawienia wolności. Tym samym została nią objęta większość przestępstw typowo popełnianych przez osoby uzależnione, zarówno tych zdefiniowanych w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii, jak i w kodeksie karnym. Po zakończeniu leczenia prokurator w razie jego negatywnego wyniku powinien wnieść akt oskarżenia, a w wypadku wyniku pozytywnego – wystąpić do sądu z wnioskiem o warunkowe umorzenie postępowania. W tym ostatnim wypadku zastosowanie warunkowego umorzenia postępowania miało stanowić rodzaj premii za poddanie się leczeniu oraz za jego pomyślny wynik. Tym samym polskie ustawodawstwo uzyskało przepis próbujący wcielać w życie zasadę leczyć zamiast karać, w ramach której sankcje karne są traktowane raczej jako czynnik motywujący użytkowników narkotyków do poddania się terapii, a nie jako instrument czystej represji. Podejście takie może mieć oczywiście także ujemne strony. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest ono znane w większości ustawodawstw europejskich i jest próbą odejścia od czystego represjonowania użytkowników narkotyków i włączenia organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości w działania o charakterze profilaktycznym i terapeutycznym. Abstrahując od tego, że sformułowania przepisów ustawy z 1997 roku w tym zakresie dalekie były od ideału, podkreślić należy, iż stosowanie takich przepisów wymaga także zmiany podejścia i nastawienia organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Ich przedstawiciele powinni sobie przede wszystkim uświadomić, że w takich wypadkach mają do czynienia ze specyficzną kategorią sprawców, którzy wymagają specjalnego traktowania. Niestety, w wielu wypadkach okazuje się, że odejście w odniesieniu do takich sprawców od czysto represyjnego nastawienia, sprawia policji, prokuraturze i sądom – nie tylko w Polsce – zasadnicze trudności.
Charakteryzując rozwiązania ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii z 1997 roku, nie można zapominać o tym, że stworzyła ona po raz pierwszy w Polsce jednoznaczne podstawy prawne realizacji pewnych form strategii redukcji szkód, przede wszystkim substytucji za pomocą metadonu. Art. 15 ust. 1 ustawy stwierdzał bowiem w sposób wyraźny, że osoba uzależniona może być leczona zgodnie z programem przewidującym stosowanie leczenia substytucyjnego. Było to bardzo ważne osiągnięcie, ponieważ wcześniej programy substytucji lekowej, działające w Polsce od początku lat 90. XX wieku, nie miały klarownej podstawy prawnej.
Ustawa z 1997 roku stworzyła ją, przesądzając wszelkie spory prawne w tym zakresie. Zastrzeżenia budziło natomiast od początku rozporządzenie wykonawcze, które określało w bardziej szczegółowy sposób warunki i zasady prowadzenia programów substytucyjnych i nakładało w tym obszarze cały szereg daleko posuniętych restrykcji. Późniejsze nowelizacje owego rozporządzenia wprowadziły szereg postulowanych zmian, zwiększających przede wszystkim uprawnienia prowadzących terapię i odstępujących od rygorystycznej reglamentacji w tym zakresie.
Już w czerwcu 1998 roku, a więc nieco ponad pół roku po wejściu w życie nowej ustawy, kiedy doświadczenia związane z jej funkcjonowaniem były wciąż jeszcze znikome, do laski marszałkowskiej wpłynął poselski projekt jej nowelizacji. Najistotniejszym elementem projektu była propozycja skreślenia art. 48 ust. 4. W uzasadnieniu tego projektu przeczytać można było m.in., że „z doświadczenia policyjnego wynika, że dealerzy rozprowadzający środki odurzające, często posiadają przy sobie tylko niewielkie ilości. Jednoznacznie stwierdzić należy, że zapis art. 48 ust. 4 nie ułatwia walki z handlarzami i dealerami. W związku z powyższym proponowana zmiana ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii zmierza do zaostrzenia odpowiedzialności za udział w handlu narkotykami”. Powyższe sformułowanie jest niezwykle charakterystyczne dla sposobu prowadzenia dyskusji na ten temat w Polsce, w której od początku lat 90. XX wieku dominuje niestety zbyt często punkt widzenia organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, które cały problem postrzegają przede wszystkim z punktu widzenia walki z nielegalną podażą narkotyków (co jest dokładnym przeciwieństwem postaw dominujących w latach 80. ubiegłego wieku). Cała reszta, zdrowotny i socjalny aspekt problemu narkomanii pozostaje poza obszarem ich zainteresowania, bo nie mieści się w sposobie postrzegania zagadnienia niemalże wyłącznie przez pryzmat represji. Inaczej mówiąc, w odpowiedzi na pytanie, czy narkomania jest problemem polityki karnej czy polityki zdrowotnej w Polsce, coraz częściej wskazuje się na tę pierwszą odpowiedź, co jest wynikiem – charakterystycznego m.in. także dla Stanów Zjednoczonych – podejścia do problemu narkomanii przede wszystkim przez pryzmat podaży narkotyków. Tymczasem narkotyki i narkomania są tak problemami polityki karnej, jak i polityki zdrowotnej. W związku z tym w wielu krajach UE podejmuje się wyraźne próby takiego rozkładania akcentów, aby przedmiotem polityki karnej była rzeczywiście podaż narkotyków, zaś popyt na nie pozostał – w miarę możliwości – przede wszystkim w obszarze oddziaływania instrumentów polityki zdrowotnej i socjalnej.
Nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii dokonaną w 2000 roku uznać należy w związku z tym za typowy przypadek wylewania dziecka z kąpielą. Nawet jeśli jej autorzy rzeczywiście kierowali się chęcią ułatwienia zwalczania nielegalnego handlu narkotykami, to można mieć zasadnicze wątpliwości co do tego, czy zdołali w jakikolwiek sposób zrealizować ten cel. Równocześnie najwyższą cenę nowego rozwiązania zapłaciły niewątpliwie osoby uzależnione oraz inni użytkownicy narkotyków: w postępowaniu wobec nich elementy represji zaczęły bowiem brać górę nad działaniami ze sfery polityki zdrowotnej i socjalnej, i to pomimo zarzekania się, że nie jest to celem proponowanych rozwiązań. Jest prawdą, że problem traktowania przez prawo karne „drobnego” posiadania narkotyków stanowi w gruncie rzeczy swoistą kwadraturę koła, a każda próba jej rozwiązania oznacza, że przyznaje się pierwszeństwo którejś z przeciwstawnych opcji w polityce wobec narkotyków. Kryminalizacja „drobnego” posiadania może w pewnych sytuacjach nieco ułatwiać walkę z handlem (aczkolwiek nie stanowi bynajmniej żadnej cudownej broni, ani tym bardziej „maczugi” – jak określali to niektórzy politycy – na handlarzy). Cenę takiego podejścia płacą jednak najczęściej narkomani i inni użytkownicy. Brak takiej kryminalizacji czy jej ograniczenie daje zasadnicze korzyści w polityce wobec użytkowników, aczkolwiek ceną mogą być pewne utrudnienia dla policji, których jednak nie należy wyolbrzymiać. Ułatwianie pracy policji nie powinno być jednak traktowane jako naczelny cel przepisów regulujących kwestie związane z narkomanią (jak i wszelkich innych przepisów prawa karnego).
Mówiąc o negatywnych konsekwencjach nowelizacji ustawy z 1997 roku, wskazać należy przede wszystkim na to, że kryminalizacja „drobnego” posiadania zepchnęła użytkowników narkotyków głębiej do podziemia i utrudniła prowadzenie wobec nich rozsądnej polityki redukcji szkód, odwołującej się do działań w sferze zdrowotnej i socjalnej. Najbardziej skrajnym przykładem takich konsekwencji był niewątpliwie – na szczęście krótki – okres kwestionowania (po wejściu w życie ustawy) legalności programów wymiany igieł i strzykawek dla narkomanów. Równocześnie wszystko wskazuje na to, że celem działań policyjnych stali się nie tyle poważniejsi dealerzy, co drobni użytkownicy narkotyków, jako że są oni celem potencjalnie najłatwiejszym. Doświadczenie tych krajów, które w sposób bezwyjątkowy kryminalizują posiadanie narkotyków, od lat wskazuje na to, że takie przypadki „drobnego” posiadania dominują w sposób zdecydowany w strukturze ujawnionej przestępczości narkotykowej. Inaczej mówiąc, pełna kryminalizacja „drobnego” posiadania prowadzi do czegoś, co określa się mianem „wielkiego polowania na płotki”. Dla zwalczania nielegalnej podaży narkotyków jest to właściwie bez znaczenia, a równocześnie wywołuje szereg negatywnych ubocznych konsekwencji. Dane statystyki policyjnej w odniesieniu do stwierdzonych przestępstw narkotykowych, a także wyniki badań akt spraw o posiadanie narkotyków w krakowskich sądach, które prezentowane były w poprzednim numerze „Serwisu”, potwierdzają występowanie tego zjawiska również w Polsce.
Przyszła zmiana?
Nowa ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii przyjęta przez Sejm 29 lipca 2005 roku nie zmieniła w żaden sposób rozwiązań w zakresie odpowiedzialności karnej za przestępstwa narkotykowe, w tym za posiadanie narkotyków. Niestety, nie udało się również wprowadzić do ustawy wszystkich proponowanych przez projekt rządowy rozwiązań rozszerzających możliwość stosowania w postępowaniu karnym środków alternatywnych o charakterze profilaktycznym i terapeutycznym. A tymczasem były to propozycje ważne, starające się połączyć represję prawnokarną z rozwiązywaniem problemów osób używających narkotyków. Rozszerzono co prawda podstawy stosowania instytucji zawieszenia postępowania celem poddania się przez sprawcę właściwemu oddziaływaniu. Wcześniej instytucja ta mogła być stosowana tylko wobec sprawców uzależnionych, którzy powinni się poddać leczeniu. Wielu użytkowników narkotyków, którzy dopuszczają się przestępstw, nie są jednak osobami uzależnionymi, co czyni stosowanie wobec nich przepisów o zawieszeniu postępowania bezprzedmiotowym i pozostawia jedynie ich represjonowanie. Stąd nowa ustawa daje możliwość takiego zawieszenia także wobec osoby używającej substancji psychoaktywnych szkodliwie, jeśli podda się ona udziałowi w programie profilaktyczno-leczniczym. Możliwość stosowania tej instytucji uzyskał również sąd w trakcie rozprawy, a nie tylko prokurator w postępowaniu przygotowawczym. Rozstrzygnięto też pozytywnie kwestię dopuszczalności organizacji programów leczenia substytucyjnego w aresztach śledczych i zakładach karnych (budzącą wcześniej liczne kontrowersje). Nie udało się jednak wprowadzić przepisu umożliwiającego udzielenie – pod pewnymi warunkami – osobie skazanej przerwy w wykonaniu kary celem odbycia leczenia w warunkach wolnościowych. Przepis taki mógłby niewątpliwie przyczynić się do rozładowania narastającej kolejki do oddziałów terapeutycznych. Nie odstąpiono także od wymogu wcześniejszej niekaralności sprawcy, wobec którego można stosować instytucję warunkowego umorzenia postępowania po pomyślnym zakończeniu leczenia. Brak tego wyłączenia jest jedną z podstawowych przyczyn tego, że przepisy ustawy, realizujące zasadę leczyć zamiast karać, pozostają w praktyce martwe. Polityka wobec narkotyków i narkomanii, przede wszystkim w Europie, stara się od dłuższego czasu łączyć w umiejętny sposób elementy represji, profilaktyki i terapii. Wynika to z wieloletnich doświadczeń, które pokazują, że wiara w osiągnięcie w tym zakresie sukcesu za pomocą zakazów i represji jest całkowicie złudna. Niestety, wiele wskazuje na to, że przesłanie to niekoniecznie w pełni dotarło do Polski. Tak na poziomie tworzenia prawa, jak i jego stosowania wciąż panuje w naszym kraju dość powszechne przekonanie, że zakazy i sankcje prawa karnego są panaceum na wszelkie problemy społeczne. Prowadzi to często do czegoś na kształt prób magicznego zaklinania rzeczywistości przy pomocy tworzenia coraz to bardziej rozbudowanych, obejmujących coraz to więcej sytuacji i – oczywiście – coraz to „doskonalszych” norm prawnych. Zapomina się przy tym nie tylko o tym, że normy prawne należy nie tylko tworzyć, ale także wkładać stosowny wysiłek w ich prawidłowe, umożliwiające realizację zakładanych celów, stosowanie. Zapomina się też o tym, że samo prawo, choćby najdoskonalsze, pozostaje najczęściej bezradne wobec problemów społecznych, jeśli nie jest ściśle powiązane ze stosowaniem odpowiednich instrumentów nowoczesnej polityki socjalnej.