WSPÓŁUZALEŻNIENIE

29 grudnia 2016  

Zalega mi, uwiera kawałek związany z uzależnieniem, to znaczy współuzależnienia. To jak ciągle jeszcze postrzega się cel pracy z osobą współuzależnioną budzi moje poważne wątpliwości. Moje myślenie zaczęło się od audycji o Gminnych Komisjach a później już poszło.

Jednym z zadań Gminnych Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych jest motywowanie osób uzależnionych od alkoholu do podjęcia terapii. Najpierw chłonek rodziny alkoholika zgłasza problem, wypełniany jest magiczny formularz, zainteresowany jest wzywany na rozmowę, jeśli nie podejmie terapii wszczynana jest procedura nakazu terapii przez sąd. Jaka jest skuteczność tego procesu nie wiem. Może wie o tym PARPA, pytanie też, jaki jest koszt tego rodzaju procedur. Także czy nie warto by było przeznaczyć tych pieniędzy na inne działania.

Popatrzmy, co ma tutaj miejsce: alkoholik jest ciągle centrum naszych działań. To, co się dzieje ma służyć temu, żeby on sam przestał pić, zaczął się leczyć i tak dalej. Czyli tak po mojemu alkoholik dostaje to, o co mu chodzi – pozostaje w centrum zainteresowanie innych.

Co zatem powinno być celem terapii osoby współuzalenionej? Poprawa, jakości jej życia. To czy w związku z tym osoba uzależniona zacznie zmieniać swoje życie jest wtórne. I wydaje się, że większa jest szansa na zmiany, jeśli celem terapii kogoś współuzależnionego będzie tylko jej osobista zmiana.

To jest tak, że współuzależnienia polega na tym, że jakieś działania podejmuje się z powodu, za sprawą, alkoholika czy narkomana. I jeśli ktoś korzysta z terapii w celu zmiany życia jakiegoś członka rodziny to szansa na zmiany jest niewielka. Żeby było jasne na pierwsze spotkania klient przychodzi dokładnie w takim celu, na tym polega jego trudność w życiu, kamień, który za sobą ciągnie. Celem pracy terapeuty powinno być takie zmienienie sposobu widzenia świata czy choćby rodziny, w którym uzależniony przestaje stanowić centrum.

Przed drugą częścią odpowiem na pytanie – co w takim razie powinna robić Komisja? Nic, zwyczajnie nie powinna się czymś takim zajmować. Powinien robić to jakiś specjalista, kierować członka rodziny do grupy wsparcia czy na indywidualną terapię. Wyjdzie z całą pewnością taniej a także skuteczniej.

Jak zawsze jest wyjątek, to sytuacja, w której uzależniony to nastolatek. Tu jednym z oczywistych celów jest takie naprawienie systemu rodzinnego, żeby nie wklejał dzieciaka z powrotem w sytuację sprzyjającą braniu czy piciu.

To jest taki obrazek, który widział każdy dłużej pracujący terapeuta – rodzic przywozi nastolatka, daje go na warsztat ze stwierdzeniem, że dziecko się popsuło, że w rodzinie wszystko jest w porządku, często argumentując to faktem, że inne dziecko przecież nie jest w problemie i oczekuje na szybką naprawę. I tu pojawia się trudność, bo jeśli ktoś jest odpowiedzialny za wychowanie dziecka to przede wszystkim rodzic. Wiem, to trudne, mam pełną świadomość, że intencjonalnie nikt swojemu dziecku nie szkodzi, ale do momentu, w którym rodzic weźmie na siebie odpowiedzialności za życie swojego dziecka nic na lepsze się nie zmieni. To znaczy jest jeszcze jedna droga – dziecko nie wróci do systemu rodzinnego. Ten system zmieniał się, psuł w czasie, kiedy dziecko wchodziło coraz głębiej w uzależnienie i sam się nie naprawi.